Większość potraw dopracowałam i na stałe wejdą do mego wigilijnego menu. Należą do nich:
- zakwas na czerwony barszcz (warto go przygotować dla aromatu, koloru i naturalnych składników)
- dojrzewający piernik (zamroziłam "nadmiar", ale po powrocie ze Świąt do domu natychmiast został zjedzony; wiem już że domowy piernik jest tak dobry, że można przygotować go znacznie więcej i spokojnie zdeponować w zamrażarce na inne specjalne okazje)
- pierogi z różnorodnym farszem w cieście cieniutkim jak wigilijny opłatek (a to dzięki maszynce do wałkowania makaronu)
- dotarły do mnie wieści z różnych stron, że keks - niby zwykłe ciasto z bakaliami - a jednak podbił serca kilku osób,
- no i makowiec (z przepisu umieszczonego na "kwestii smaku"), nie był wzorcowym okazem, bo pękł i był ogromniasty, ale w smaku - bez zarzutu, i znowu żal że pojawia się tylko przy okazji świąt.
w ogrodzie ... i w teatrze
w kuchni
w bajecznej scenerii w Krutyni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz